Nieograniczona sztuka cytatu artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Dziennik Polski” nr 141
  • data publikacji
  • 1992/06/17

Nieograniczona sztuka cytatu

Wolność fantazji teatralnych Grzegorzewskim się mierzy. Od Powolnego ciemnienia malowideł po Miasto które liczy psie nosy. A wszystko zatracone w obłędzie — tej schyłkowej, a przez to tak intensywnej formie istnienia. Nadaje ona jego przedstawieniom swoistą logikę szaleństwa, którą wyznacza konieczność stricte artystycznych kompozycji obrazów, uczuć i napięć unerwiających przestrzeń i postaci popadające w samozatracenie. Tutaj wszystko ze wszystkim może się kojarzyć. Nieograniczona ilość cytatów literackich, filmowych, plastycznych otwiera nie tylko pamięć kulturową widza, ale roztacza też przed nim nowe pola skojarzeń, nowe rejony percepcji. Silne zmetaforyzowanie obrazu, skontrapunktowanie gestu i słowa czasem wydaje się wyznaczać granice porozumienia między twórcą i widownią, które jednak zawsze nawiązuje z powrotem muzyka, wyznaczająca też mocno skontrastowane emocjonalnie klimaty i lekko groteskowy dystans.

Czasem wręcz trudno rozdzielić przenikające się rzeczywistości przedstawień Grzegorzewskiego, co jakby wynika też z historii ich powstawania. Przecież Powolne ciemnienie… miało pierwotnie nosić tytuł zaginionego dramatu Witkacego, Tak zwana ludzkość w obłędzie. Dopiero potem powstał osobny scenariusz: przedstawienie pod tym tytułem. Takie spekulacje, przesunięcia tytułów umożliwiają wciąż powracające w przedstawieniach Grzegorzewskiego te same tematy: samotność, bolesna erotyka, samozagłada, śmierć, naznaczone zawsze piętnem teatralnej sztuczności bądź to w gestyce aktora, jak w przypadku Konsula — Marka Walczewskiego w Powolnym ciemnieniu…, bądź przez szekspirowski kostium, jak w opowiedzianej w Mieście… historiozoficznej przypowieści.

To ostatnie przedstawienie zresztą było swego rodzaju prowokacją ze strony reżysera, wprowadzało bowiem w bardzo poetycki świat jego teatru doświadczenie zbiorowe i historyczne – stanu wojennego. Jednak podjęty temat został skutecznie przepuszczony przez deformujący filtr pamięci i malarsko-poetyckiej wrażliwości reżysera. Nawet to, co wybrzmiało w nim ostrym dysonansem odwołania się wprost do języka tamtej rzeczywistości, okazało się cytatem z Mordu w katedrze Eliota i próbą podważenia mitu przedstawienia według Eliota właśnie wyreżyserowanego w tamtym czasie przez Jerzego Jarockiego.

Tak więc te dwa spektakle, choć z pozoru tak różne, jednak zbudowane według tej samej poetyki przetwarzania i oryginalnego komponowania cytatów, wyznaczają granicę „minifestiwalu” przedstawień Jerzego Grzegorzewskiego (w repertuarze Starego Teatru jest bowiem jeszcze Śmierć Iwana Iljicza i Tak zwana ludzkość w obłędzie), który niejako mimochodem zaistniał na scenach krakowskich przy okazji prezentowania ich w ramach EMK.