Wyjść z labiryntu! artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Życie Warszawy” nr 32
  • data publikacji
  • 1973/02/07

Wyjść z labiryntu!

Jerzy Grzegorzewski gruntownie przerobił salę Ateneum 61 dla swego przedstawienia adaptacji Ameryki Kafki. Zniknęła scena w kole, otworzyła się na foyer, szatnie, korytarze aż do bufetu. Wyogromniała. Mała widownia zgubiła się wchłonięta, stała się cząstką świata, którego koszmar roztoczył Kafka i w którego odmętach zatraca się człowiek. Takie jest pierwsze wrażenie, potem będzie się ono potęgowało coraz bardziej.

Przedstawienie zaczyna się, kiedy kończy się Gyubal Walhazar Witkacego na scenie głównej Ateneum. Publiczność tłoczy się w szatni — gwar, ruch, szum. To równocześnie tło dla pokładu wielkiego statku, którym młody Karl Rossmann (Olgierd Łukaszewicz) płynie do Ameryki w poszukiwaniu szczęścia. Na proscenium odbywa się rozmowa Karla z Palaczem (Jan Żardecki). Potem wszystko się ucisza, pustoszeje. Ogromna „scena” zaczyna grać pustką, a także swymi naturalnymi elementami. Kolumny, sklepienia, wieszaki szatni, balustrady i wprowadzone do nich metalowe kraty, koła kolorowych świateł, ruchome machiny, nagie czerwone płyty drzwi. Powstaje z tego znakomita kompozycja plastyczna, sugerująca coś nieludzkiego. Realna i nierealna zarazem. Pod sklepieniami głucho dudni głos ludzki i pozostaje bez odpowiedzi. Ludzie gonią po korytarzach, które splątane w labirynt wydają się prowadzić w nieskończoność. Nastrój bardzo Kafkowski już w samej scenerii. Jest taki w całym przedstawieniu.

Toczy się ono w poetyce snu, w którym bardzo konkretne postacie nabierają stężonej wyrazistości. Jak we śnie ci sami ludzie-aktorzy występują w różnych wcieleniach np. reprezentanci wyzysku i ucisku (kapitalni w kilku rolach: Jerzy Kaliszewski i Ignacy Machowski) czy władzy (Stanisław Libner). Kafkowskie obsesje erotyczne między onieśmieleniem a agresją wyrażają się dyskretnie w spotkaniach Karla z Klarą (Hanna Giza) i Teresą (Grażyna Barszczewska). Jednolita czerń kostiumów, niepokojące, przygłuszone tony muzyki (Stanisław Radwan i Maciej Suzin), która urywa się z kontrabasu, dodają temu snu niesamowitości.

Olgierd Łukaszewicz, występujący gościnnie jako Karl Rossmann posiada idealne warunki fizyczne do tej roli. Można powiedzieć, że jest to właściwy debiut teatralny tego gwiazdora filmowego, z poprzednimi bowiem rolami w teatrze radził sobie nie najlepiej. W Ameryce ma coś z chorobliwego niepokoju Kafki, jest równocześnie pełnym uroku naiwnym chłopcem, który w walce o byt w bezlitosnym, wrogim ścierającym człowieka na miazgę świecie usiłuje zachować czystość moralną, swoje współczujące człowieczeństwo — rozdarty między uporczywym pragnieniem współżycia z innymi a poczuciem całkowitej samotności. Także w pozostałych rolach aktorzy doskonale utrzymują się w poetyce Kafkowskiej. Hanna Skarżanka, despotyczna śpiewaczka Brunelda, Andrzej Seweryn, brutalny Delamarche — jakby odblaski jakiegoś teatru jarmarcznego; żałosny w ludzkim zeszmaceniu Bogdan Baer jako Robinson; Barbara Rachwalska — poczciwa Starsza kucharka; Henryk Łapiński (Student), Marian Rułka, Andrzej Zaorski.

Zapewne to przypadek, że spektaklem, po którym w Ateneum zaczyna się Ameryka, jest Gyubal Walhazar. Ale obie sztuki wzajemnie się uzupełniają. Obie powstały — niezależnie od siebie w — jednym ośmioleciu: pierwszy fragment powieści Ameryka pochodzi z roku 1913, na sztuce Witkacego widnieje data: rok 1921. Obie z niebywałą przenikliwością wybiegają w przyszłość wizją grożącej zagłady jednostki w społeczeństwie mrowiska. Obaj pisarze groźbę tę widzieli w antyludzkiej mechanizacji świata i okrucieństwie totalizmu. Kafka nigdy nie był w Ameryce, znał ją tylko ze słyszenia, a jednak potrafił siłą wyobraźni odtworzyć jej klimat społeczny, jej obraz zdumiewający głębokością moralnego osądu. Dało mu to punkt wyjścia do zamyślenia się nad losem ludzkości tragicznie borykającej się w zaklętym kręgu świata i próbującej się z niego wydostać.