„Szewcy” w piórach i koronkach artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • rozmawiają
  • Jerzy Grzegorzewski, J. Katarasiński
  • miejsce publikacji
  • „Dziennik Łódzki” nr 225
  • data publikacji
  • 1973/09/22

„Szewcy” w piórach i koronkach

Na scenie Teatru Jaracza… Nie to nie tak, bo niezupełnie na scenie… A więc — w Teatrze Jaracza, reżyser Jerzy Grzegorzewski przygotowuje premierę Szewców S. I. Witkiewicza.

JK: Czemu pan ucieka ze sceny, a ściślej — czemu pan ostatnio scenę wyprowadza na widownię, na balkony, jak w Balkonie Geneta, do foyer nawet, jak w inscenizacji Ameryki Kafki w warszawskim Ateneum, teraz znów, w Szewcach — zabudowuje pan scenę balkonami, czyniąc z niej jakby widownię. Czemu przewraca pan „normalny” teatr do góry nogami?

JG: Mógłbym powiedzieć, że istnieje taka moda i że jest to hołdowanie tej modzie…

JK: Nie pozwolę panu wykpić się z tej odpowiedzi…

JG: Tak się składa, że ostatnio interesują mnie sztuki, których, moim zdaniem, nie da się wystawić w „normalnych” warunkach. Wymagają one innej przestrzeni, innej konstrukcji; nie dają się „wpisać” w scenę pudełkową. Np. Genet w Parawanach wymaga wręcz, aby akcja rozgrywało się na jakimś klepisku, na otwartej przestrzeni, okolonej palisadą. Coś takiego jest też w Balkonie. Zresztą, w teatrze Ateneum rozpocząłem próby Ulissesa Joyce’a (to będzie XV epizod dramatyczny) i sądzę, że w tej inscenizacji posunę się najdalej w próbach poszukiwania „innej” przestrzeni dla teatru.

JK: A co w Szewcach skłania pana do wyjścia ze sceny?

JG: Wnętrze Teatru Jaracza ma bardzo „dziewiętnastowieczny” wyraz architektoniczny. Balkony, loże… Postanowiłem ten fakt wykorzystać dla zaznaczenia różnych planów akcji. Wydawało mi się, że świat do którego tęsknią Szewcy, któremu się przeciwstawiają, i w którym jednocześnie chcieliby się znaleźć, może być umieszczony w tych lożach. Może to brzmi naiwnie i prymitywnie, ale to jest nośne teatralnie. Taka konstrukcja stwarza pewien typ napięć między aktorami. Szewcy w znacznej mierze są zbudowani w ten sposób, że można o nich mówić jako o dyskusji ideologicznej. Sądzę, że moje rozwiązanie przestrzeni potęguje tę dyskusję, potęguje jej napięcia.

JK: Jest to pana druga już inscenizacja Szewców, jeśli liczyć tę sprzed kilkunastu lat, „amatorską”, w kawiarni PWSSP w Łodzi. Skąd predylekcja do tej sztuki?

JG: Ja chyba Szewcom właśnie zawdzięczam zainteresowanie teatrem. Witkacy w ogóle fascynuje plastyków, trafia do ich wyobraźni. Witkacy, Gombrowicz, to były ważne moje lektury z lat młodości. Typ groteski, jaki proponuje Witkacy, jest dla mnie bardzo uwrażliwionego na sprawy formy, bardzo bliski.

JK: Forma formą, ale co ze sprawami treściowymi, które ten typ formy niesie z sobą?

JG: Szewcy, tak sądzę, mieszczą się w jakimś ciągu naszej literatury dramatycznej, która np. przez Nie-Boską komedię Krasińskiego, Operetkę Gombrowicza, podejmuje temat rewolucji w wielu jego odcieniach, wariantach (tu można by jeszcze wspomnieć o Micińskim). O tej sztuce Witkacego dużo pisano, obrosła już pewną legendą. Bardzo długo jej nie grano, potem zagrały ją w jednym momencie prawie wszystkie znaczące teatry. Uczciwie muszę powiedzieć, że właściwie jestem ciągle w trakcie poznawania Szewców. Chciałbym, abyśmy realizując tę sztukę, zachowali pewną jej „otwartość” — nie chcę zamykać się w ramach jakiejś wcześniej założonej tezy.

JK: Czy tak, czy tak, to co się zobaczy, kieruje myślenie, czy też odczucia widowni w jakimś określonym kierunku…

JG: Sztuka ta chyba utrafia w nasze aktualne niepokoje. O losy świata, o typ społeczeństwa, w jakim będziemy żyć. Ale z kolei my pewne procesy z Szewców już mamy za sobą, więc chyba oceniamy je z pozycji estetów. Czy słusznie? Spektakl idzie mi coraz dalej w stronę żartu i właściwie jest rodzajem rewii, czy kabaretu, operetki… Aż się dziwię, ale coś takiego się stało. Jak pan zauważył, właściwie ścigają mnie już nie aktorzy, ale krawcy — w sprawie piór, koralików i koronek. I trochę się zaczynam obawiać, czy nie powstaje błahe przedstawienie sztuki, po której wszyscy oczekują jakichś wzruszeń, napięć i emocji. A tu my stworzymy tylko barwny, może i śmieszny kabaret…

JK: O tym, czy ostatnie wyznanie nie jest kokieterią, przekonamy się podczas jutrzejszej premiery. Jeszcze tylko informacja o realizatorach…

JG: Muzykę — bardzo w tym przedstawieniu ważną — napisał Stanisław Radwan.

JK: Reżyseria i scenografia?

JG: Jerzy Grzegorzewski. A główne role: Sławomir Misiurewicz — Kajetan Tempe, Ireneusz Kaskiewicz i Andrzej Jurczak — Czeladnicy, Alina Kulikówna — Irina, Jerzy Przybylski — Prokurator Scurvy.