Sen narodowej pamięci artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Trybuna Ludu”
  • data publikacji
  • 1988/01/22

Sen narodowej pamięci

Szedłem na przedstawienie Dziadów — Improwizacji w teatrze Studio z nadzieją i niepokojem. Od lat jestem pod wrażeniem dokonań tego artys­ty. Szczególnie ceniłem Warjacje i Śmierć w starych de­koracjach, w których muzy­ka, słowa, obraz i gra aktorska tworzyły całość. Ale Dziady zbyt mocno nas przenikają, by można było całkowicie je poddać tak smutnej wizji.

Trzeba powiedzieć szczerze, i z wielkim uznaniem, że insce­nizator nie ułatwił sobie zada­nia. Jeśli realizacja sceniczna jest rodzajem mniej lub bar­dziej świadomego „wyścigu wyobraźni” tekstu oraz inscenizatora — w wypadku Dziadów większość atutów znajduje się po stronie poety. Dziady to ładunek obrazów, myśli, uczuć, aluzji, niepokojów. Któż im może sprostać wizjonersko? Tu nie chodzi tylko o to, co w na­szej świadomości i podświado­mości zostało ze 150-letniej eg­zystencji arcydzieła. Gdyby poemat narodził się obecnie, można przypuszczać, ze oddzia­łałby z równą siłą. Istnieje zresztą próba. To Dziady, reżyserowane przez Jana Kul­czyńskiego, jako utwór znale­ziony przez młodego Polaka. Inscenizacja ukazywała olśnie­nie owego czytelnika.

Obecny spektakl Grzegorzew­skiego pozostawia wątpliwości. Może to nasza własna wina, może nie umieliśmy podążyć za ambitnym zamysłem? Urzekają­ca jest myśl, że Dziady — Improwizacje mają być bilansem tego co w tradycji arcydzieła najbardziej żywe. Ale z takim wyjaśnieniem kłóci się inne: Grzegorzewski to twórca poruszający się w „przestrzeni” snów. A więc — w podświado­mości. Jeśli Dziady maja być próbą zbliżenia do odczuć współczesnego widza na temat Mickiewiczowskiego arcydzieła — nie mogą być procesem z zakresu „psychologii głębi”. Wymagają świadomości, jasnoś­ci. W pewnej mierze — nawet „rachunku”, choćby subiektyw­nego. Prawda, że reżyser sa­mym tytułem nasuwa myśl o swej skromności. Choć nie tyl­ko o improwizacjach tu mowa, zachował tytuł pierwotny a fazy prób teatralnych gdy chodziło o niektóre tylko sceny, o Improwizacje w szerokim pojęciu (a wiec o poezję przekazaną bezpośrednio i sponta­nicznie, bez autokontroli). Ale spektakl ma ambicje szersze, lot rozleglejszy. Chodzi przecież o całość Dziadów rysujących się zarówno w wyobraźni in­scenizatora, jak widzów.

Najświetniejsze, jak mi się wydaje, dotychczasowe spektak­le tego artysty operowały syntezą muzyki, scenografii, tek­stów i aktorstwa. W Improwi­zacjach wielka rola przypada kompozycjom muzycznym Sta­nisława Radwana. Scenografia Grzegorzewskiego zaznacza się „aluzjami” (np. do okna z wier­sza Oleszkiewicz) oraz frag­mentami gry świateł i barw. Daleko tu do owej pełni, któ­ra stanowiła urok Śmierci w starych dekoracjach. Co do aktorstwa, trudno je w pełni doceniać, gdyż wiele słów i fraz nie dociera na widownię. Mło­dy wykonawca roli Konrada, Wojciech Malajkat, jest zapew­ne predysponowany do innych ról. Wielka Improwizacja, w jego realizacji nie wywiera wrażenia. Domyślam się inten­cji antypatetycznych (może i antylirycznych). Ale osłabienie fraz, ich fragmentaryzacja, zbyt częste i długie, nieumotywowa­ne przerwy, nie służą nawet celom negatywnym. Z innych wykonawców jedynie Jerzy Zelnik operuje pełnią środków wokalnych a także — Jerzy Dominik i Stanisław Brudny. Wi­dzenie Księdza Piotra przekaza­no Teresie Budzisz-Krzyżanow­skiej, jako Pani Rollisson. Choć artystka znakomicie zadanie wypełnia, „feminizacja wąt­ków”, przeistacza sens Części Trzeciej i osłabia nurt „rozmo­wy z Bogiem”, zawartej w Widzeniu.

Ale zjawisko „przerzucania” zadań aktorskich jest w tym spektaklu ciekawe i niezwykłe. W Salonie Warszawskim, piękna dykcja i swoboda ruchu Olgi Bielskiej, Jolanty Hanisz, Anny Milewskiej i Heleny No­rowicz nadaje ton rozrachun­kowy Części Trzeciej, w której Jerzy Dominik (Adolf) pełni funkcje oskarżyciela. Anna Chodakowska, jako Duch pięk­nie przejmuje metafizyczny sens w scenie egzorcyzmów.

Zastrzeżenia, które wysuwam, nie przeczą faktowi, że Dzia­dy — Improwizacje stanowią dzieło ambitne i ważne. Szko­da, że gra części aktorów nie wzmacnia jasności. „Twórca powinien nieść miecz świetlisty poprzez mrok wątpień” powie­dział wielki powieściopisarz. Postać Konrada ma u nas wielką tradycję, dawną i no­wą. Podobnie — role Księdza Piotra, Guślarza, Senatora. To także jest żywa, w naszej świadomości, współpamięć Dziadów. Dzieła o tajemniczej obecności umarłych z żywymi. Grzegorzewski tę ideę chciał spotęgować jako pamięć o pa­mięci.