Poezja ciszy, poezja krzyku artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Poezja ciszy, poezja krzyku
Cykl Wariacje z poetami to najnowsza propozycja warszawskiego Teatru Studio. Pierwsza premiera tego cyklu to spektakl złożony z dwóch utworów: Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem — sztuka Petera Handkego z 1992 r. w reżyserii Zbigniewa Brzozy i Francis Bacon, czyli Diego Velázquez na fotelu dentystycznym — poemat Tadeusza Różewicza z 1995 r. zainscenizowany przez Jerzego Grzegorzewskiego.
Sztuka Handkego — choć obywa się bez słów! — niesie w sobie niesłychana głębię poetyckiego wyrazu. Jest to ciąg wizualnych przygód bohatera, który pewnego dnia znalazł się sam na sam z senną rzeczywistością placu nie znanego mu miasta. Przygląda się z zaciekawieniem z rzadka przemykającym przechodniom. Każdy z nich jest mocno zidywidualizowaną osobowością, która niesie określony ładunek energii i kryje w sobie jakąś tajemnicę.
Mamy przechodniów młodych, pełnych życia, jak też dojrzałych, przygniecionych ciężarem trosk. Pochylona nad wózkiem — wyładowanym po brzegi jakimś mocno zakurzonym towarem — staruszeczka co pewien czas natrętnie zapełnia plac swoją osobą. Obok elegantki i modnie ubranej seksownej dziewczyny, pojawia się też jakieś bose czupiradło. Jest zgarbiony zamiatacz ulic i żebrak bez nóg, który „po pracy” owe nogi odzyskuje, by z godnością opuścić plac. Powiew wiatru nanosi, a to strony gazet, a to stosy liści. Za nimi pojawi się młody mężczyzna w obszernym paltocie, za każdym poruszeniem rozsypujący wąskimi strużynkami… piach. Czasem pojawi się w zaułku Mojżesz z tablicami dziesięciorga przykazań lub wysoko w powietrzu przemknie na armatniej kuli baron Munchhausen.
Fascynujący oniryczno-surrealistyczny świat stwarzany jest zarówno przez aktorów, jak i przez organicznie wtopioną w spektakl, wykonywaną na żywo muzykę Pawła Mykietyna, a także przez kostiumy Doroty Kołodyńskiej i scenografię Katarzyny Jarnuszkiewicz, które przywołują skojarzenia z pracami Rene Magritte’a. Reżyserowi Zbigniewowi Brzozie udało się za pomocą tekstu Handkego wyczarować prawdziwie poetycką) rzeczywistość, gdzie każde słowo mogłoby stanowić ogromny balast dla wyobraźni. Punktem wyjścia dla widowiska Jerzego Grzegorzewskiego — które nie jest już łagodną poetycką impresją, lecz kreacją świata zbuntowanego wobec zastygłych form — okazało się natomiast słowo poety. Tadeusz Różewicz pisze: „próbowałem pokazać / pejzaż jamy ustnej, ale mi się nie udało mówił Bacon / w jamie ustnej znajduję / wszystkie kolory / obrazów Diego Velazqueza” i dalej: „Infantka na fotelu ginekologicznym / Papież Innocenty VI na fotelu elektrycznym / Papież Pius XII w poczekalni / Diego Velazquez / na fotelu dentystycznym”. Jak w poemacie, tak i w przedstawieniu nakładają się na siebie całe piętra znaczeń. Poeta przywołuje emocjonalne, gwałtowne w wyrazie obrazy genialnego Irlandczyka Bacona. Twórczość dźwigającą brzemię bólu, pokazującą rozpacz i wyizolowanie człowieka. Ten sam typ odbioru świata był wszak zawsze obecny w dziele Różewicza. Autor przywołując w swoim poemacie fragmenty Jatek (z tomu Formy) nie omieszkał zaznaczyć, że napisał je już w 1947 r., co reżyser skwapliwie podchwytuje.
Niewymuszonej atmosferze improwizacji poddali się Mariusz Benoit, jako Tadeusz R. — alter ego autora i (znakomita!) Anna Chodakowska, czyli Kiksa, nieco perwersyjne upersonifikowanie wyobraźni poety. Artystyczną anarchię spektaklu uwiarygodnił pobrzmiewający w nim lekko parodystyczny ton, przywołujący na myśl doświadczenia dadaistów — pojawia się np. Omar Sangare jako bokser (!) nokautujący Bogu ducha winnego Tadeusza R.
Bacon „malował usta pełne krzyku i zębów”, bo nigdy mu się nie udało namalować uśmiechu. Udało się Grzegorzewskiemu przy pomocy poematueseju Różewicza.
Z obu części składających się na wieczór bardziej przypadła mi do gustu pierwsza. Wolę poezję ciszy niż krzyku.