Nowobogacki salon pychy artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Gazeta Wyborcza” nr 295
  • data publikacji
  • 1997/12/19

Nowobogacki salon pychy

Nie przepadam za Romana Pawłowskiego pisaniem o teatrze. Zbyt wiele w nim złośliwości i, jak na mój gust, dziwnej mieszanki zarozumiałości i nadskakiwania możnym tego świata teatru (podwójnych miar: według tego, „kto” robi, a nie, „co” zrobił).

Jednak w polemice z dyrektorem Teatru Narodowego chciałem poprzeć prezentowane przez niego stanowisko. Nie tylko dlatego, że Noc listopadowa jest, moim zdaniem, przedstawieniem nieudanym, ale także, ponieważ reżyser spektaklu w swym liście o wolności dla formy w teatrze nie ma racji.

Przedstawienie w Teatrze Narodowym jest regresem w stosunku do wcześniejszych interpretacji tego dramatu, jest też, niestety, świadectwem przewlekłego kryzysu teatru autorskiego Jerzego Grzegorzewskiego, wrażliwego artysty.

Uważam, że jest to teatr — od pewnego czasu — całkowicie martwy: ze zredukowaną do funkcji znakowej rolą aktora, ze zgaszonymi emocjami, z wyspekulowaną precyzyjnie zimną konstrukcją z wyobraźni inscenizatora, a nie autora. Teatr, który zresztą bardzo chce się podobać, dlatego estetyzuje i płynie z prądem mody i łatwego myślenia. Idealne wcielenie postmodernizmu, gdzie wszystko dozwolono, bo nie poddano rygorowi szukania sensów w głąb tekstu, zadowalając się cytatami, cudzysłowami i nawiasami.

Teatr zmarły już od czasów La Bohème, gdzie Grzegorzewski, posługując się Wyspiańskim, obwieszczał „śmierć (i niemożność) sztuki”, przyznając się, w gruncie rzeczy, do niemocy własnej… Tak więc w Narodowym zamiast pasji i ironii mamy dystans i teatralną sztuczność; efektywną maszynerię, ale nie myśli i uczucia — a wszystko na tekście „gorącym” i prowokującym do sporu nie tylko o teatr, ale i o historię. Co gorsza, ten ponowoczesny spektakl doskonale wpisuje się w specyficzną „elegancję” wnętrza. Jest nowobogackim salonem pełnym pychy i zapatrzenia w siebie.

Ma rację recenzent, zwracając uwagę artyście, że ten nie mówi „co ma do powiedzenia”, a jego artystowskie, „jak to jest zrobione” — to mało!

Pozostaję z szacunkiem