Moje wspomnienia, moje miasto. artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • Jerzy Grzegorzewski
  • miejsce publikacji
  • „Teatr” nr 7-8
  • data publikacji
  • 2001/07/01

Moje wspomnienia, moje miasto.

Tekst wystąpienia Jerzego Grzegorzewskiego podczas uroczystości nadania mu doktoratu hono­ris causa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Tytuł od redakcji.

Szanowny Panie Rektorze

Szanowni Profesorowie Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi

Szanowni Goście

Wspaniałomyślnym gestem i zaszczytem, którym Se­nat Akademii dzisiaj mnie obdarza, wracam po latach do macierzystej uczelni.

Wyrażam wdzięczność za to ponowne przyjęcie.

W mojej pracy reżysera teatralnego, scenografa i w ponawianych próbach malowania odwołuję się do na­uk, których tutaj mi udzielono. Czas, który upłynął, spra­wia, że nie wszystkim profesorom mogę dzisiaj dzięko­wać osobiście. Wielu odeszło.

Myślę też o kolegach-przyjaciołach, których już wśród nas nie ma.

Pragnę w tej uroczystej dla mnie chwili specjalnie dzię­kować temu profesorowi, który ucząc namawiał do od­ważnej swobody, ale wymagał jednocześnie świadomej dyscypliny. Panu profesorowi Stanisławowi Fijałkowskie­mu często w myślach dedykowałem moje przedstawienia.

I jest ktoś najbliższy w tej uczelni. Dzisiaj w todze i bi­recie rektora. Zwracam się do rektora, ale także do naj­bliższego przyjaciela z lat studiów. Wspominam awangar­dowy pomysł „dwa wściekłe koty”! Staszku, mój Boże…

Dzisiaj, poprzez tę uroczystość wracam do rodzinne­go miasta, do Łodzi. Do miejsc, które mnie fascynowały, w których odnajdywałem siebie. Spaceruję Piotr­kowską sprzed lat, piję kawę w starym Grand Hotelu. Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Przedstawienia Leona Schillera w teatrze, w którym potem debiutowałem, i słabość do operetki. Wileńska Lutnia w Łodzi. „Ja do Maxima mknę”…

To moje wspomnienia, moje miasto.

Wracam myślami do piekarni mojego ojca, brutalnie odebranej w latach pięćdziesiątych, której byłem i jestem spadkobiercą.

Wracam na korty w Parku Poniatowskiego.

Nigdy nie chciałem opuścić Łodzi. Ale to moje miasto nie okazało mi serca.

Dzisiaj ja, dyrektor Teatru Narodowego, z widowni mojego teatru słucham słów Wyspiańskiego, które mówi Konrad w finale Wyzwolenia:

W Świątynię wszedłem wielką, ciemną —
dążyłem — nie wiem, dokąd dążę.
(…)
Sam jestem w wielkiej scenie pustej.
Głucho odbija podłóg echo.
O lęku — tyżeś mi pociechą…
Noc rozwiesiła czarne chusty —

Teraz zwracam się do przyjaciół malarzy. Do tego świa­ta, z którym czuję się najgłębiej związany. Słowami Stani­sława Ignacego Witkiewicza, malarza i człowieka teatru: „W nieskończoności wszelkich możliwości możliwym jest i taki przypadek: spotkanie się czterech identycznych snów. To nazywają czasem cudem”.