„Krakus” Norwida artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Słowo Powszechne” nr 130
  • data publikacji
  • 1970/06/11

„Krakus” Norwida

Norwid powoli, z trudem, uporem jego kliku czy kilkunastu fanatyków, toruje sobie drogę na powojenną scenę. Zwłaszcza niektóre jego „wysokie komedie” i „białe tragedie” (Noc tysiączna druga, Miłość czysta u kąpieli morskich, Pierścień wielkiej damy, Aktor, Za kulisami, Kleopatra). Mało natomiast znane są jego utwory dramatyczne z pierwszego okresu twórczości, trzy misteria: Zwolon, Wanda i Krakus. A warto poznać również i tego Norwida — początkującego dramaturga, w którym odnajdujemy już cechujące całe jego dojrzałe pisarstwo elementy „intelektualnego liryzmu”.

Z uznaniem więc trzeba powitać wystawienie przez warszawskie Ateneum — niewątpliwie wiodącą scenę stołeczną w tym sezonie — Krakusa Norwida). I wyrazić od razu żal, że wystawiono go na małej Scenie 61.

Norwid nazwał Krakusa nie bez powodu „misterium”. To zobowiązuje teatr i ma swe konsekwencje inscenizacyjne. Zwłaszcza, że didaskalia są tu bardzo ważne. Przede wszystkim przestrzeń otwarta. Potem tłumy podane pewnym rygorom estetyczno-ruchowym, właśnie misteryjnym. I Chóry. I cały rytm wewnętrzny, rytm misteryjny i klimat misteryjno-obrzędowy Krakusa. Tego wszystkiego nie można pokazać na malutkiej okrągłej scence.

Trzeba więc z uznaniem odnotować scenografię Jerzego Grzegorzewskiego czy może jej pewne elementy, które częściowo kompensują brak przestrzeni otwartej i tłumów. Znakomicie ogrywane są niektóre rekwizyty, jak np. zwisający w centralnym układzie łańcuch (m. in. w scenach z koniem, którego tu oczywiście nie ma); trafne są kostiumy (zwłaszcza obu królewiczów); nie we wszystkich scenach natomiast sprawdziły się te skóry, „osaczające” nacierającego na smoka Krakusa.

Tytułowe role kreują Andrzej Seweryn (Krakus) i Edmund Fetting (jego brat Rakuz). U Norwida są to postacie ostro skontrastowane: spokój, powaga, wewnętrzna siła, refleksyjność u Krakusa oraz niepokój, gwałtowność przechodząca w kontrastową (uzasadnioną dramatycznie) depresję. Fetting reprezentuje aktorstwo zdyscyplinowane, chłodne, refleksyjne. Jest wybitnym aktorem i zagra co prawda każdą postać, ale tu oryginalna specyfika jego osobowości artystycznej z trudem poddawała się wymogom granej postaci. W sumie jednak z tych zawodów wyszedł zwycięsko. Więcej kłopotu było z Krakusem. Andrzej Seweryn, to na pewno bardzo zdolny aktor, wyniósł jednak ze szkoły pewną manierę typową dla jego pokolenia: ostrą ekspresję ruchową, nadużywanie grania ciałem. To właśnie utrudniło mu zagranie Norwidowego Krakusa i odpowiednie skontrastowanie go z postacią Rakuza. Młoda, debiutująca chyba (PWST) reżyserka nie potrafiła skorygować obu postaci czy też nie widziała potrzeby takiej korekty. Szkoda.

Treści Krakusa nie trzeba chyba podawać, bo już sam tytuł sztuki sugeruje znaną legendę o Krakusie i smoku wawelskim. W wersji Norwidowskiej zawarta jest jakaś mądra ironia, uwidoczniona już w samym tytule Krakus czyli wyścigi. Rakuz pozostawia brata Krakusa bez konia w górach, bo chce sam zabić smoka, zyskać sławę i władztwo po ojcu, ale w tych „wyścigach” wygrywa Krakus, który szybciej dociera pieszo niż Rakuz na koniu.

Ta sprawa — walki egoistycznej ambicji z postawą służebności wobec społeczności, z pokorą połączoną z silną wolą — dociera w pełni do widowni, ginie jednak sporo walorów utworu tkwiących w jego widowiskowej tkance misteryjnej. Dociera też bardzo współcześnie a jednocześnie „ponadczasowo” pokazana sprawa sprytnego oportunizmu dziejopisów i królochwalców (runnik Szołom — Ludwika Paka).