Dusza z ciała wyleciała artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Przekrój” nr 7
  • data publikacji
  • 2004/02/15

Dusza z ciała wyleciała

Od czasu do czasu Grzegorzewski, ostatni z naszych wielkich, którego wciąż fascynuje wiersz w teatrze, zabiera się do czystej poezji. Przede wszystkim do poematów Różewicza. Wiele lat temu zrobił we Wrocławiu słynnego Złowionego, potem w warszawskim Studiu Francisa Bacona, teraz Duszyczkę. To jest najkameralniejszy nurt jego teatru — i chyba najtrudniejszy. Bo Grzegorzewski nie ilustruje wiersza, niczego nie stara się wyjaśniać, ulogiczniać. To oczywiście nie ułatwia odbioru spektaklu. W końcu nie dość, że trzeba śledzić rytm i sens tekstu, to w dodatku należy się poddać równoległemu tokowi scenicznych obrazów równie silnie zmetaforyzowanych. W Duszyczce już sama przestrzeń jest metaforą: spektakl grany jest niby w teatrze, ale nie na scenie, tylko w podziemiach, w wąskim korytarzu służącym do transportu dekoracji. Podziemie to królestwo zmarłych. Ze zmarłego bohatera Duszyczki wyleciała duszyczka i błąka się po świecie, opowiadając swoje przeszłe dzieje. Wcielił się w nią — przejmująco — Jan Englert. Towarzyszą mu inne duszyczki, nie wiadomo — żywe czy martwe, głównie damskie, wcielone w pięć aktorek. Ale w teatrze nawet martwe musi być żywe, więc duża frajda oglądać kipiącą życiem Annę Chodakowską, Beatę Fudalej czy Magdalenę Warzechę. Niżej podpisana nie po raz pierwszy zgłasza podejrzenie, że wobec teatru Grzegorzewskiego tracą sens proste określenia „dobry” i „zły”. To fascynujące zjawisko samo w sobie, a co kto zeń w duszy, sercu i rozumie wynosi — to już jego sprawa.