Było tak, czy nie? artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Trybuna Ludu” nr 301
  • data publikacji
  • 1984/12/17

Było tak, czy nie?

Harold Pinter jest dramaturgiem zagadkowym. Z pozoru tworzy sztuki porządnie skrojone, na wzór bulwarowego dramatu mieszczańskiego, ale teatr — grając je na taką modłę — pozbawiłby utwory Pintera istotnego sensu.

Przywdziewając bowiem znoszone szaty dramatyczne, kusząc w ten sposób teatr rolami, dialogami, znajomym sztafażem. Pinter wiele nauczył się u Becketta. Sens najgłębszy tej twórczości tkwi zatem w tym, co nie dopowiedziane, co uniemożliwia pełne porozumienie, co buduje bariery ochronne między ludźmi. Taki z pewnością jest dramat Dawne czasy, po który sięgnął po latach Jerzy Grzegorzewski.

Już scenografia (także Grzegorzewskiego) wprowadza widza w klimat tego dramatu oddalenia. Powiększona w stronę widowni scena wielka przestrzeń z niewielką liczbą sprzętów i czeluścią czarnego horyzontu. Na tej powiększonej scenie trójka aktorów mijających się, oddalonych, poszukujących we wspomnieniach czegoś wspólnego. Ale mimo tych prób wysiłek okaże się daremny, rozmowa nosić będzie charakter wygłaszanych informacji i komunikatów, każdy pozostanie sam. Może jeszcze bardziej samotny, aniżeli przed owym spotkaniem po latach.

Pintera nie interesuje historia, nie interesuje natura — w centrum jego dociekań pozostaje przestrzeń międzyludzka i groza czyhającej na człowieka pustki. Być może, że jest to skaza pisarska, być może nieumiejętność dostrzeżenia szerszych kontekstów społecznych samotności jednostki, ale Pinter oferuje w zamian celność obserwacji konwencjonalnych stosunków, negliżując przy okazji jałowość starych, schematycznych wizerunków literackich.

Dawne czasy czyli dramat wspomnień, które ulegają najrozmaitszym metamorfozom w zależności od tego kto i w jakim celu wspomina, to w twórczości Pintera najpełniej wyrażona niewiara w słowo i brak zaufania w dobrodziejstwo obcowania z drugim człowiekiem. Sprzeczności jakie tkwią w takiej optyce, ujawnia mimowolnie teatr, który siłą rzeczy jest próbą nawiązania kontaktu W Teatrze Studio nawiązanego dzięki subtelnie prowadzonej grze przez Teresę Budzisz-Krzyżanowską, Ewę Żukowską i Jana Dębno-Krzyżanowskiego.