Apokalipsę nosimy w sobie artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Apokalipsę nosimy w sobie
Przed piętnastu laty w miesięczniku „Dialog” zamieszczono rozmowę Tadeusza Różewicza z Konstantym Puzyną pt. Wokół dramaturgii otwartej.
„Użył pan sformułowania: dramaturgia otwarta — powiedział wówczas autor Kartoteki .— To dla mnie sprawa istotna. Wywodzi się ona z moich wczesnych doświadczeń poetyckich: poematu otwartego, który się właśnie tak nazywał Poemat otwarty. Dziś każdy mógł wejść w środek, dopisać fragment czy koniec, rozszerzyć, czy uzupełnić jakąś scenę.”
Ta uwaga Tadeusza Różewicza odżywa z okazji przedstawienia jego najnowszej sztuki Pułapka przygotowanej przez Jerzego Grzegorzewskiego na scenie Teatru Studio w Warszawie.
Grzegorzewski uniknął pułapki w którą wpadali nieraz świetni realizatorzy sztuk Różewicza, tworząc jakby przedstawienia obok tekstu. Ale też reżyser nie poddał się sugestiom zawartym w didaskaliach a ograniczającym jego wizję teatralną. Przedstawienie stało się więc dziełem w pełni samoistnym wobec tekstu, nie okaleczając poezji Różewicza. Podobnie zresztą jak świetne, inaczej zupełnie potraktowane przedstawienie Kartoteki w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach.
Mówiono, że Różewicz poświęca wszystko dla udowodnienia kilku prostych prawd. A prawdy te żyją i rozwijają się, odciskają ostrymi konturami w świadomości widza dzięki formie scenicznej, która je ukonkretnia nie ograniczając ich konturów, skojarzeń, jakby je zagęszczając, powodując pulsowanie napięć, obrazów, zachowań bohaterów. Grzegorzewski nie kaleczy słów, nie rozbija ich na dźwięki lecz stawia na równi z obrazami, dzięki którym zyskuje na bogactwie znaczeń. Obraz zbudowany często z symbolicznych znaków-rekwizytów nie ulega jednak niebezpieczeństwu ilustracyjności. Reżyser specjalną uwagę zwraca na owe szafy, sprzęty, stoły, parawany czy wieszaki. Te sprzęty, rekwizyty stają się jakby rezonatorami znaczeń, uczuć i skojarzeń postaci.
W Pułapce odwołuje się autor do faktów z życia Franza Kaflu ale też jakby zacierał granice między biografią pisarza a jego bohaterami. Franz na scenie tworzy siebie, ujawnia jak kształtuje się sylwetka jego bohatera, a jednocześnie jak nasila się w nim samym konflikt między rzeczywistością jego pisarstwa, w której się pogrąża a otoczeniem. Konflikt narasta, powodując odcięcie się od społeczności i pogrążenie w śmierć. Śmierć staje się dla Franza nie ucieczką od rzeczywistości, ale nową rzeczywistością.
Znajdujemy też w tym przedstawieniu wyostrzenie tak charakterystycznej dla twórczości Różewicza obsesji rodziny jako terenu nieuniknionych konfliktów prowadzących często do wyobcowania jednostki. W tym konflikcie centralną postacią jest Ojciec. Podstarzały, perorujący, zachłanny, mięsożerny. Ojciec, którego histeryczność reakcji i wzmagające się podniecenie podkreślał często zbyt ekspresyjnie Marek Walczewski gestem wijących się, nagle załamanych rąk lub skrętami tułowia. Zaborczość wiecznej narzeczonej Franza — Felice ujawnia się w krzątaniu koło przyszłego mieszkania, zachłannym gromadzeniu owych łóżek, sprzętów i przepastnych szaf, które mogą narzucać skojarzenia freudowskie. Szafa staje się w tym przedstawieniu także symbolem schronienia i złudnego bezpieczeństwa co stwarza już przejście do innej warstwy tej sztuki, jakby rozciągniętej nad rzeczywistością, w której miota się Franz. Łączenie apokalipsy z szafą wydaje się zabiegiem groteskowym, ale był czas w naszych doświadczeniach, gdy właśnie taka groteska graniczyła z ostatecznym zagrożeniem.
Różewicz wykracza poza jedna warstwę czasu, narzuca bohaterom swojej sztuki wiedzę o czekającej ich zagładzie. Świetnie zrobiona scena w zakładzie fryzjerskim, (doskonała wyrazista rola Jacka Jarosza) kończy się owym otwarciem w przyszłość w epizodzie, w którym tępy pomocnik fryzjerski (Wojciech Magnuski) zmienia się w rozwrzeszczanego złośliwego SS-mana, który maltretuje żydowskiego intelektualistę (Antoni Pszoniak).
W sztuce Różewicza mówiącej o losie wybujałej, chorej a uciążliwej genialności nieprzystosowanie wyrasta do wymiaru tragedii. To także jakby artystyczna ilustracja teorii prof. Kazimierza Dąbrowskiego o dezintegracji pozytywnej. Czy jednak przykład Franza, jest właściwym argumentem za słusznością tej tezy. Bo nie racje bycia, ale instynkt śmierci kształtuje jego osobowość. Franz zarażony śmiercią skłócony z otoczeniem, nieprzystosowany, jest cieniem odległej chmury zwiastującej zagładę, która spadnie na żarłocznych Ojców, zatroskane Matki i gładkich, ulizanych szczęściarzy — Maksów.
Często jednak inscenizator był osamotniony. Tekst chwilami ocierał się o banalność, a nie wszyscy aktorzy podołali zadaniu. Tworzyli najpełniej swe postacie w momencie gdy wtopieni zostawali w obraz, zespoleni z rekwizytem, wpisani w sprzęty. Ciekawe sylwetki tworzyły kobiety z życia Franza: trochę przyciężka, zdecydowana ale wewnętrzne oschła z osadem niepokoju — Felice (Elżbieta Kijowska), napięta, wewnętrznie rozdarta, pogrążająca się w klęskę Greta — Anny Chodakowskiej. Małe, ale sympatyczne postacie to siostry Franza: Elli (Joanna Wizmur), Valli (Krystyna Kozanecka) Ottla (Małgorzata Niemirska). Zwracała także uwagę, służąca Józia (Weronika Pawłowska). Bardzo ładną sylwetkę Matki stworzyła Irena Jun wyrażając nie tylko lękliwie zatroskane ściszenie, ale wyraźnie zaznaczając uczucia kobiety wypalonej wewnętrznie, wrażliwej i rozdartej w swojej miłości do syna i męża, których nie zdoła, choć stara się, zrozumieć. Z ról męskich Maks — Krzysztofa Baumana jest jakby dopowiedzeniem, swoją obleśną poprawnością, mizdrzącą się usłużnością i podejrzaną przyjaźnią — losu Franza. Wiodącą jakby się zdawało rolę Franza w jego dojrzałej postaci (jest jeszcze Franz-chłopiec — Hanny Chombakow, Franz-młodzieniec — Mirosława Guzowskiego) zagrał Olgierd Łukaszewicz. Aktorowi temu bardziej odpowiadają role tragiczno-bohaterskie, niż psychologicznie skomplikowane. A zagrał swojego Franza oszczędnie bez przejaskrawień, które byłyby nieznośne.
Przedstawienie piękne, w warstwie inscenizacyjno-plastycznej a także muzycznej, zyskało, i słusznie, uznanie publiczności spragnionej wrzeszcie tego by teatr pomagał widzieć i myśleć.