„Ameryka” Franza Kafki artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Słowo Powszechne” nr 27
  • data publikacji
  • 1981/02/09

„Ameryka” Franza Kafki

Jerzy Grzegorzewski przywiózł z Wrocławia swoją nową inscenizację Ameryki Franza Kafki. Kafka mówił kiedyś o pisarzu, że „jego śpiew jest dla niego osobiście tylko krzykiem”. Coś z tego krzyku, coś z ładnego a donośnego wołania zachował Grzegorzewski w spektaklu zrealizowanym we wrocławskim Teatrze Polskim. Kurtyna odsłania głęboką przestrzeń zapełnioną cieniami. Pierwszy dialog rozpoczyna się piękną monotonią brzmienia, malującą rozległy i płaski pejzaż. Na jego końcu rozpalają się poszczególne słowa i… wybuchają. Uroda i ekspresja tego dialogu jest tak mocna, że przyćmiewa dosłownie treści zdań. Podobnie rozwija się dalszy ciąg spektaklu. Tekst podawany głośno, czytelnie, zdominowany zostaje przez intensywną akcję rozgrywającą się na scenie obok jednoznacznych wypowiedzi i działań poszczególnych bohaterów sztuki. Rozgrywającą się dodam — przy udziale tych samych postaci — jak gdyby artystycznie rozwarstwionych, bujnych w wyrazie i ostatecznie — wieloznacznych.

W Ameryce, jak i w paru innych utworach, Kafka podejmuje temat ojciec–syn, Grzegorzewski wyraźnie zaznacza w swej adaptacji i inscenizacji motyw równoczesnego odczuwania — przymusu i niemożności. Ale nieszczęsnego syna Karla Rossmana umieszcza w świecie nie koszmaru, lecz przede wszystkim — dziwności. Zdarza się, że postacie włóczą coś w rodzaju rozwartego łoża czy fortepianu. Obarczani bywają nie tylko sprzętami lecz i obecnością innych. Na przykład obecnością pięknej Klary (Danuta Kisiel) ubranej w sukienkę obcisłą, a mocno zbluzowaną nad pasem i nad łokciami. Krój sukni sprawia wrażenie, że jej właścicielka musuje, kipi w swoim ubraniu. Karol (Krzysztof Globisz), jak niemal wszyscy inni ubrany jest na czarno. W ogóle dekoracje i kostiumy są utrzymane przeważnie w szarości i czerni. Podkreślenie przez Jerzego Grzegorzewskiego wyrafinowanego detalu, cyrkowo-akrobatyczne wyłamanie postaci aktora, położenie ciekawego akcentu w kostiumie — często sprawia, że dekoracyjność epizodu odwołuje się do smaku estetycznego, odwracając uwagę, naszej wrażliwości etycznej.

Słowa w Ameryce pełnią raczej funkcję sprzętów, bowiem Grzegorzewski operuje przede wszystkim — nastrojem.

Trzy białe kobiety, pobłyskujące delikatnie, atłasowo, toczą wielką, czerwoną kulę. Szereg biały spotyka się z czarnym kilkunastoosobowym, niosącym elementy miedzianych instrumentów muzycznych. (Semantycznie kojarzy się to z pokazanymi wcześniej pulpitami bez nut). To pięknie celebrowane dążenie do spotkania zamyka spektakl, w którym aktorzy świadomie pozwalają manipulować sobą jak rekwizytem i jak struną.