Odszedł wizjoner teatru artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 84
  • data publikacji
  • 2005/04/11

Odszedł wizjoner teatru

Zacznę od kwestii nieprawidłowego i nieprawdziwego klasyfikowania jego teatru jako dzieła plastyka i malarza. Jerzy Grzegorzewski szanował słowo i jest jednym z największych twórców teatralnych, którzy na nowo odkryli jego wartość na scenie. Repertuar, jaki proponował, wskazywał, że bardzo chciał odnowić klasykę polską i ocalić dla nas myśli najwybitniejszych Polaków. Otwierając dyrekcję w Teatrze Narodowym, nieprzypadkowo powiedział, że będzie to dom Wyspiańskiego. Ale w całej twórczości uczynił go patronem zupełnie unikalnego w naszej dramaturgii i historii teatru związania słowa z obrazem. To była największa pasja Grzegorzewskiego. Mam nadzieję, że pustka, jaka powstała po jego śmierci, sprowokuje młodych kolegów do refleksji nad przesłaniem o potędze polskiej dramaturgii i poezji, która się nie zestarzała. Tylko trzeba podejść do niej inaczej i tak śmiało jak Jurek.

Nieprawdopodobna była dynamika rozwiązań przestrzennych Grzegorzewskiego. To, co z założenia jest nieruchome, u niego stawało się grą proporcji w przestrzeni, niezwykle muzyczną, z niezwykłym wyczuciem dramaturgii czasu.

Nazwałbym go symfonikiem. W symfonii zawsze ścierają się dwa tematy, niezwykle ważny jest kontrast między nimi i wariacje. Stąd brała się w przedstawieniach powtarzalność niektórych elementów. Zaś dwoma wielkimi motywami jego symfonii były śmierć oraz poczucie absurdu ludzkiej egzystencji i towarzysząca mu wiara, że ten absurd ma sens — bo na ludzki sposób w absurdzie objawia się tajemnica, której dotykamy najbardziej przed śmiercią. Jej przeczucie było równie ważne jak przymrużenie oka na nas samych. Nie był cierpiętnikiem. Żył mocno — tenisem, alkoholem, kobietami. Jego poczucie humoru było trochę z Chestertona, jakby chciał zapytać: „co ja tutaj robię?”. Śmiał się przede wszystkim z siebie. Gdy przygotowywaliśmy Drugi powrót Odysa zaproponował, by postawić na scenie ogromną kolumnę. Zasłaniała wszystko. Basia Hanicka powiedziała: „Jurek, ale przecież nic nie będzie widać”. Odpowiedział: „Basiu — coś za coś”. To był właśnie Jurek.

Notował J.C. [Jacek Cieślak].