Przebłyski dla wybranych artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 68
  • data publikacji
  • 1994/03/22

Przebłyski dla wybranych

Reżyser Jerzy Grzegorzewski powrócił do fascynujących go niegdyś tematów. Stworzył spektakl z motywów zaczerpniętych z Sonaty widm, Idioty, Śmierci w Wenecji, Otella i zaprezentował ich autorską wizję na dużej scenie Teatru Studio. Spektakl Cztery komedie równoległe podzielony został na dwa wieczory. Pierwszy — Sonata epileptyczna i Jagogogo kocha Desdemonę jest właśnie do obejrzenia. Premiera części drugiej — Ofiarnice księcia Sinobrodego i Wejście Króla odbędzie się w czerwcu.

Spektakl jest kompilacją — w całości, niestety, niezbyt spójną — w miarę znanych wątków literackich, przekazywanych ze sceny w formie mniej lub bardziej rozbudowanych etiud aktorskich. Sonata epileptyczna, powstała z połączenia w jedno fragmentów Sonaty widm Strindberga i Idioty Dostojewskiego. Opiera się na stwierdzeniu — powtarzanym wielokrotnie przez Księcia — że przed atakiem swojej choroby przez pięć sekund ma świadomość niezwykłej jasności i promiennej przenikliwości ducha. Ta drobna chwila jest tak pięknym, pełnym świetlistej harmonii i niepowtarzalnym przeżyciem, że za nią warto oddać całą resztę żywota. Artystyczny ekwiwalent owych pięciu sekund Księcia reżyser stara się przedstawić na scenie.

Zamierzenie ryzykowne — efekt dyskusyjny. Bo, jak to u Grzegorzewskiego, spektakl jest czytelny tylko dla teatralnych filatelistów. Dla jego fanów (nie należę) i wtajemniczonych. Bywa — w Czterech komediach równoległych — że impresje sceniczne porażają sugestywną mocą, by w chwilę później zwyczajnie nudzić pustą, natrętną manierycznością, w której gubią się sensy i liczne rozbudowane znaczenia literacko-plastycznych odniesień. Niektóre rozwiązania budzą opór.

Charakterystyczne strzępy dialogów Rogożyna i Myszkina z ich nocy spędzonej przy zwłokach Anastazji, są przekazane ze sceny w sposób budzący na widowni śmiech. No, cóż. W końcu to Cztery komedie

Zwłaszcza pierwszą część premierowego przedstawienia można nazwać „sonatą etiud” aktorskich. Demoniczna Kucharka, wysysająca soki z domowników, w wykonaniu Ireny Laskowskiej, spleceni w dziwnym pląsie służący Bengston i Johanson, czyli Krzysztof Strużycki i Piotr Bajor, Amalia Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, R*** Włodzimierza Pressa to role prezentujące precyzyjne, rzetelne rzemiosło wysokiej próby. Jerzy Łazewski (Książę), Natasza Sierocka (Nastazja) i Magdalena Warzecha (Agłaja) wnoszą do swych impresyjnych zadań aktorskich dużo młodzieńczego wdzięku i świeżości. Najwyższą klasę zaprezentował jednak Andrzej Blumenfeld jako Generał.

W części inspirowanej Wenecją (Otello Szekspira i Śmierć w Wenecji Manna) na uwagę zasługuje powściągliwie wykonany taneczny epizod Stanisława Szymańskiego w roli Tadzia (jednocześnie alter ego profesora Aschenbacha). Szkoda jednak, że tancerz otwiera usta, bo wówczas mamy nieodparte wrażenie przeniesienia się w świat teatru międzywojnia. Z właściwym sobie talentem przemknęli przez scenę: Anna Chodakowska (Desdemona) i Edward Żentara (Jagogogo). Jako Otello pojawił się na mgnienie młody, śniadoskóry, dwujęzyczny aktor Bożydar Murgan. W obu częściach przedstawienia zadziwiał swoim falsetem Piotr Łykowski, śpiewający do sonetu Rilkego z muzyką Stanisława Radwana.

Cztery komedie równoległe wprawdzie nie olśniewają, ale kilka pięciosekundowych przebłysków zapewnią każdemu widzowi, nawet najbardziej „impregnowanemu” na ten rodzaj humoru, którego specyficzną odmianę uprawia w Studio Jerzy Grzegorzewski.